Ściany i rzeczy

IRYNA SLAVINSKA: Właśnie wróciłaś z MoMA, gdzie uczestniczyłaś w dialogu z lokalnymi muzealnikami. Opowiedz więcej o tym doświadczeniu.
OLESIA OSTROVSKA-LUTA
: MoMA i Instytut Ukraiński w ostatnich latach bardzo aktywnie pracowały nad nawiązywaniem kontaktów. Dlatego jako przedstawicielki instytucji muzealnych wspólnie z Julią Vahanową poleciałyśmy do Nowego Jorku, żeby opowiedzieć o tym, jak instytucje kultury funkcjonują w czasie wojny. Rozmowę moderował krytyk „New York Timesa” Jason Farago, który przyjeżdżał do Kijowa z wizytami badawczymi w 2022 roku – co było wtedy ważnym gestem solidarności. Nadal ma on dość głęboką i szczegółową wiedzę o stanie naszych spraw. Dzięki temu rozmowa nie była powierzchowna, a odnosiła się do szczegółów.

W jaki sposób nasze doświadczenie może przydać się muzealnikom ze Stanów Zjednoczonych?
Ukraińskie doświadczenie dotyka wojny rozgrywającej się w skali, której Europa nie zaznała już od prawie stulecia. Struktura naszych instytucji i typy placówek mają charakter europejski, podobny do instytucji w krajach Europy Zachodniej czy Ameryki Północnej. W związku z tym nasz przykład jest jak horyzont, do którego inne kraje mogą odnieść swoje własne doświadczenia. I właśnie z tego powodu jest interesujący, jak sądzę, w dowolnym kraju, szczególnie dla podobnych instytucji.

Naszych kolegów interesowały kwestie, z którymi musimy sobie radzić na co dzień, a także dotyczące misji, jaką może realizować kultura w czasie wojny. Teraz już się jakoś zaadaptowaliśmy do sytuacji, ale na początku inwazji, w 2022 roku warunki, w jakich się znaleźliśmy, były katastrofalne. W takim momencie musi paść pytanie: czy warto kontynuować istnienie danej instytucji, czy ma ona w takiej chwili sens? To pytanie nie jest jakimś teoretycznym problemem, ono ma bardzo rzeczywisty charakter. Należy podjąć decyzję: tak czy nie.

Przypuszczam, że spojrzenie na zagadnienia misji kultury w czasie wojny może być różne w zależności od perspektywy. Nie raz już żartowałyśmy, że część naszych szanownych kolegów z zagranicy jest skłonna automatycznie myśleć o kulturze jako o przestrzeni porozumienia i pojednania, jednak jest to interpretacja nieadekwatna względem sytuacji, która ma miejsce w Ukrainie.
Możliwe, że z ich perspektywy to logiczne, jednak my udzielamy odpowiedzi na to pytanie z perspektywy, w której się znajdujemy, na podstawie własnego doświadczenia. I właśnie dlatego nasza odpowiedź jest dość klarowna.

Olesia Ostrovska-Liuta

Dyrektorka generalna Narodowego Muzeum Sztuki i Kultury Mystetskyi Arsenal w Kijowie. W 2014 roku pełniła funkcję pierwszej wiceministry kultury Ukrainy. Wspierała partycypacyjny rozwój narodowej strategii kultury i rozwój Ukraińskiej Fundacji Kultury. W trakcie swojej kariery była pierwszą zastępczynią prezesa narodowego komitetu UNESCO oraz członkinią prezydenckiego komitetu doradczego Ukraina–Polska. Była kierowniczką działu analityki w organizacji pro.mova i założycielką niezależnej platformy Culture 2025 na rzecz rozwoju strategii kultury. Pracowała również jako niezależna kuratorka sztuki współczesnej oraz krytyczka kultury i badaczka polityki kulturalnej.

Po co więc istnieją instytucje kultury?
Nie ma tu jednoznacznej odpowiedzi, mogę tylko mówić w imieniu swoim i instytucji, w której pracuję. Po raz pierwszy sformułowaliśmy ją jeszcze na początku 2022 roku, kiedy trzeba było podejmować decyzje tu i teraz. Wtedy zadaliśmy sobie pytanie: co jest dla nas najważniejsze? Odpowiedź na nie przybrała formę klarownych spisanych tez dopiero z czasem, kiedy pojawiło się zapotrzebowanie zgłaszane przez naszych zagranicznych kolegów, którzy chcieli dowiedzieć się, co się u nas dzieje. Jeden z moich pierwszych występów miał miejsce w Londynie w lipcu 2022 roku, gdzie poleciałam na zaproszenie British Council. To wystąpienie poprzedziło wiele rozmów wewnątrz środowiska Mystetskyiego Arsenalu jeszcze w marcu 2022. W tamtym okresie wszystko zmieniało się bardzo szybko, właśnie dlatego zwracam uwagę na miesiące: marzec, lipiec. Spostrzeżenia i wnioski zmieniały się wraz z sytuacją. Tak więc marzec: Kijów był wtedy jeszcze pod rosyjskim oblężeniem. Staraliśmy się zrozumieć, co jest najważniejsze w naszej pracy. Czy zaczynać działalność publiczną? Kiedy? A jeśli jej nie rozpoczynać, to na czym się skoncentrować? Co jest najbardziej potrzebne? I jak my to później wytłumaczymy sobie i naszej zróżnicowanej publiczności?

I nasza pierwsza odpowiedź w marcu była następująca: instytucja kultury powinna zajmować się ochroną dziedzictwa i dobra publicznego. Niekoniecznie musi chodzić o kolekcję muzealną, bo w końcu mogą to być też współczesne artefakty, jak na przykład instrumenty muzyczne czy dekoracje teatralne. Mogą to również w ogóle nie być przedmioty, a na przykład twórcy lub ich umiejętności – które również stanowią dobro publiczne, które powinniśmy chronić.

Prawie w tym samym czasie wspólnie z Instytutem Ukraińskim napisaliśmy list skierowany do instytucji międzynarodowych, w którym wzywaliśmy do bojkotu rosyjskiej kultury aż do momentu zakończenia wojny. Chodziło o bardzo konkretne formy bojkotu: na przykład rezygnację ze współpracy z tymi przedstawicielami kultury rosyjskiej, którzy reprezentują państwo rosyjskie lub rosyjski kapitał.

Narodowe Muzeum Sztuki i Kultury Mystetskyi Arsenal w Kijowie / fot. Oleksandr PopenkoNarodowe Muzeum Sztuki i Kultury Mystetskyi Arsenal w Kijowie / fot. Oleksandr Popenko

Z tego wypływa druga misja kultury – zachowanie ukraińskiego głosu, który prowadzi dialog ze wspólnotą międzynarodową. 24 lutego ukraińscy działacze kultury i instytucje upoważnili siebie do tego, by stać się tym głosem, by opowiedzieć światu, co dzieje się w Ukrainie, czym jest ta wojna.

Trzecia misja – tworzenie miejsca, w którym możemy rozmawiać o wszystkim, co się z nami dzieje. Punktu, w którym się zbieramy, w którym możemy być razem – to życiowa konieczność, która pozwala nam nie czuć się porzuconymi. Ja sama postrzegam to jako wkład instytucji kultury w społeczną stabilność. Z czasem ta misja stała się bardziej zniuansowana. Pojawiła się potrzeba, by twórcza refleksja i tworzenie kultury nie zatrzymało się wraz z wojną. To jest pewnego rodzaju osobisty manifest: że ja wciąż jestem, jestem w stanie myśleć i tworzyć, jestem wartościowa.

Oczywiście muzeum to nie tylko kolekcja, nie tylko przedmioty. Jednak po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji część publiczności instytucji kultury mogła nagle uświadomić sobie, że instytucja to także konkretna przestrzeń, konkretna kolekcja, konkretne ściany. Porozmawiajmy o tym materialnym składniku: o ścianach i przedmiotach.
Ściany i przedmioty są ważne i kruche, nawet jeśli wydają się bardzo mocne. Są tak samo kruche jak ludzie. Wojna wzmocniła rozumienie tego faktu. Moim zdaniem stało się to jasne jeszcze podczas pandemii COVID-19, kiedy zrozumieliśmy istotę materialnej obecności. Okazało się, że bycia razem – w pewnym środowisku, z pewnymi ścianami i pewnymi przedmiotami, pewnym światem, pewnym zapachem – nie da się zastąpić wirtualną kopią czy materiałami archiwalnymi. Materialność musi być zachowana.

Niedługo przed początkiem inwazji przyszła mi do głowy pewna myśl. Uświadomiłam sobie, że ukraińscy czterdziestolatkowie są pierwszym od ponad stu lat pokoleniem, które otrzymuje w spadku coś materialnego, nie tylko wspomnienia.

To te właśnie ściany i przedmioty?
Tak, na przykład fotografie. Albo mieszkanie twoich rodziców w poradzieckim wieżowcu. Stary dywan twojej babci, cenny dla ciebie, chociaż typowo radziecki. Mam przyjaciół, którzy z pietyzmem przechowują popularne w ZSRR kryształy, które były tak cenne dla ich rodziców. Mój mąż ma bibliotekę swojego dziadka, w której przeważają książki wydane w latach 70.

Do momentu inwazji miałam poczucie, że jesteśmy pierwszym pokoleniem, które nie zostało zrujnowane materialnie. Jednak zmieniło się to 24 lutego, kiedy na naszych oczach to dziedzictwo zaczęły niszczyć ostrzały artyleryjskie, ataki rakietowe, drony. Jednak nie staliśmy się tym pierwszym pokoleniem.

Warto dodać, że to doświadczenie materialnej straty bardzo się różni w zależności od konkretnego miejsca, regionu, punktu geograficznego. Ta różnica będzie dla Ukraińców istotna. Będą tacy, którzy niczego nie odziedziczą. Będą tacy, którym się poszczęści. Doświadczenie materialnej ruiny żyje w nas głęboko.

Jeszcze jedna kwestia, którą ujawniła wielka wojna – i widzisz, jest to rzecz niesamowita – mam na myśli to, jak bardzo człowiek siebie nie zna. Nie wie na przykład, co będzie ratował w sytuacji ekstremalnej. To mogą być jakieś nieoczekiwane przedmioty, jak na przykład flakon perfum, coś, co nie jest bardzo cenne, ale z czym w danym momencie czujesz emocjonalną więź. Równie trudno przewidzieć, kto będzie spokojnie reagował na ekstremalne sytuacje i będzie w stanie działać, a kto okaże się wewnętrznie kruchy i potrzebujący pomocy. Takie rzeczy wychodzą na jaw dopiero w momentach kryzysu.

Skoro rozmawiamy o materialnym dziedzictwie, powinnyśmy też porozmawiać o kolekcji Mysteckiego Arsenału. W Ukrainie wszystkie kolekcje stanęły przed nowym wyzwaniem – zachowania integralności, bezpieczeństwa. Dlatego nie pytam, gdzie się aktualnie znajduje. Interesuje mnie natomiast, w jaki sposób jako instytucja poradziliście sobie z tym problemem.
Przygotowywaliśmy się, podjęliśmy nawet zawczasu pewne ustalenia. Nasze zadanie nie było jednak tak trudne jak w przypadku innych instytucji – nasza kolekcja jest cenna, ale nie tak gigantyczna jak, powiedzmy, Narodowego Muzeum Sztuki czy Muzeum Sztuk Teatralnych. Natomiast czysto emocjonalnie te przygotowania były trudne dla zespołu.

Narodowe Muzeum Sztuki i Kultury Mystetskyi Arsenal w Kijowie / fot. Oleksandr PopenkoNarodowe Muzeum Sztuki i Kultury Mystetskyi Arsenal w Kijowie / fot. Oleksandr Popenko

Jakie są twoje refleksje w związku z tym doświadczeniem? Ja sama, dopiero patrząc wstecz, rozumiem, że nie dla wszystkich moje rozmowy z początków lutego, kiedy pytałam o walizki i plany w obliczu ekstremalnych sytuacji, były przyjemne. Jak radziłaś sobie z emocjami?
Jakoś we wrześniu zaczęliśmy się rzeczowo przygotowywać, było to w dużej mierze konsekwencją mojej pracy w Ministerstwie Kultury na początku 2014 roku. Pamiętałam, jak to jest, kiedy to, w co się wierzy, i to, co się widzi, nie zgrywa się i trzeba działać wbrew intuicji.

Przygotowywaliśmy się, chociaż towarzyszyła nam mantra: „Prawdopodobne, że nam się to nie przyda”. To ludziom bardzo pomagało się włączyć. Kiedy kupujesz ubezpieczenie, nie spodziewasz się, że nadejdzie twój kres. Tu było tak samo, dlatego te działania nie wywoływały jakiegoś oporu. Przygotowywaliśmy instrukcje: kto co powinien robić w przypadku sytuacji nadzwyczajnej. I czysto teoretycznie staraliśmy się opisać, jak trzeba działać, jeśli w mieście nie ma żadnego zasięgu: nie działa internet, telefon itp. Te ćwiczenia bardzo nam pomogły w szybkiej mobilizacji i wykonaniu koniecznych zadań, rano w dzień rosyjskiej inwazji.

Jednak podczas przygotowań byliśmy jakby w dwóch paralelnych rzeczywistościach: emocjonalnie nie wierzyliśmy w to, co racjonalnie uznawaliśmy za prawdopodobne. Jakbyśmy się rozdwoili. Sfery emocjonalna i racjonalna żyły osobno, jedna obok drugiej. Sądzę, że to cecha ludzkiej natury. Nie jesteś w stanie w ogóle funkcjonować, jeśli jesteś pewna nadejścia katastrofy, bo wtedy wpadasz w panikę. Żeby dało się żyć, ten kataklizm musi być w jakiś emocjonalny sposób oddalony. Tak było z nami. Czasem żartowałam, że moi koledzy przygotowują się do tego wszystkiego tylko z szacunku do mnie.

Wróćmy do głosu ukraińskich instytucji kultury na świecie. Jedno z obciążeń, które dźwigamy w naszej działalności, to praca z kontekstem postkolonialnym. Jak często zdarza ci się poruszać ten temat w rozmowach z zagraniczną publicznością?
Zdarza mi się o tym rozmawiać dość regularnie. Ostatnio miałam ku temu okazję na targach książki we Frankfurcie, gdzie jeden z paneli poświęcony był właśnie pracy i optyce dekolonizacyjnej. Kateryna Botanova moderowała rozmowę, a ja miałam szczęście być na jednej scenie z Botakoz Kassymbekovą i Maksymem Eristavi. Z jednej strony, myślę, że ludzie są gotowi słuchać naszych opowieści w różnych kontekstach, chociaż też z ograniczeniami. Jest to jednak przejaw zwrotu w stronę Ukrainy. Nigdy wcześniej w moim życiu zawodowym nie spotykałam takiego zainteresowania Ukrainą jak teraz. Nie można tego nie docenić. Z drugiej strony, rosyjska optyka jest nadal obecna w wielu instytucjach i u wielu badaczy. Jest bardzo wyraźna. Ta optyka jest dla nas po prostu zabójcza. I oczywiście ciężko jest sobie z tym radzić. Jednak nie mamy wyjścia.

W tym kontekście ujawniła się nasza bardzo istotna słabość: nie jesteśmy już w stanie funkcjonować tylko na czysto emocjonalnym paliwie. Potrzebujemy głębokiej wiedzy, zrozumienia, argumentów, chłodnego dialogu, zniuansowanych badań. To wszystko powinni robić Ukraińcy. I jest to bardzo trudne, ponieważ ogromna liczba specjalistów po prostu wyjechała do innych krajów, aby ratować swoje rodziny. Tych, którzy mogliby wykonywać tę pracę w Ukrainie, jest teraz mniej, a zainteresowania i możliwości, by mówić własnym głosem, zrobiło się więcej.

Ryzykujemy więc, że w odpowiedzi na to zainteresowanie wydajemy niegotowe osądy, dzielimy się surowymi myślami, nieuargumentowanym materiałem. To może odwrócić się przeciwko nam, jeśli przestaniemy być wiarygodnymi rozmówcami z punktu widzenia międzynarodowych instytucji. Tego bardzo byśmy nie chcieli, ale nie wiem, jak temu zapobiec.

Narodowe Muzeum Sztuki i Kultury Mystetskyi Arsenal w Kijowie / fot. Oleksandr PopenkoNarodowe Muzeum Sztuki i Kultury Mystetskyi Arsenal w Kijowie / fot. Oleksandr Popenko

W przypadku jakich tematów wyraźnie brakuje nam klarownych argumentów?
Na przykład jak określać przynależność narodową artystów, którzy mieszkali lub urodzili się w Imperium Rosyjskim na początku XX wieku. Z pisarzami jest trochę łatwiej, bo wybierali język i w taki sposób niejako sami dokonywali wyboru.

Tak, ale mówiąc w uproszczeniu, łatwiej jest oddać Bułhakowa niż Gogola.
A w sztuce dosłownie każdy jeden jest jak Gogol! Nie wiemy, jaka byłaby tożsamość większości twórców w innych okolicznościach historycznych. Nie wiemy, jak określaliby sami siebie, czym umotywowany był ich wybór tożsamości w czasach, w których żyli. Niekiedy chodziło o sprawy praktyczne, na przykład potrzebę uzyskania jakichś dokumentów. Weźmy takiego poetę Pawło Tyczynę: piewca komunizmu czy głos Ukraińskiej Republiki Ludowej? I jedno, i drugie, ale w różnym czasie i w różnych okolicznościach. Nie chcę powiedzieć, że żadnej z tych kwestii nie da się wyjaśnić. Po prostu wszystko wymaga badań.

Czy może istnieć uniwersalne podejście do przynależności jakichkolwiek twórców z dowolnego kraju? Czy powinno być zniuansowane? Ta dyskusja, jak mi się wydaje, dopiero się zaczyna. Drzwi ze strony większości instytucji zachodniego świata są otwarte. Chcielibyśmy, żeby transformacja w tych instytucjach odbywała się bardzo szybko. Jednak nadmierna presja z naszej strony może doprowadzić do tego, że przestaną one w ogóle wykonywać tę pracę i odłożą ją na potem. Dlatego z naszej strony konieczna jest potężna praca intelektualna – z argumentami, gotowością do debaty i zróżnicowaniem odcieni. To wszystko opiera się na bardzo maleńkim zespole Ukraińców, przeciążonych różnymi zadaniami, którzy codziennie przebywają w ekstremalnej sytuacji fizycznej.

Jak bardzo zmieniła się gotowość do usłyszenia głosu ukraińskich instytucji i badaczy, adaptowania ekspozycji lub narracji dotyczących ukraińskiego dziedzictwa w zagranicznych instytucjach kultury?
Istniejemy, istnieje nasz głos i nasze spojrzenie. To stało się faktem. I to ogromna pozytywna zmiana, nic podobnego nie miało wcześniej miejsca. Byliśmy ukrytym narodem, niezauważalnym dla większości świata. Musimy pozostać dla niego rozmówcami przekonującymi naukowo. Oczywiście, ważne jest, żeby również zagraniczne instytucje prowadziły swoje badania, ale ten proces byłby szybszy, gdybyśmy stanowili znaczącą wspólnotę akademicką.

W jakim stopniu rolę odgrywają tu stereotypy? W mediach nadal rzadziej słyszy się głos Ukraińców jako ekspertów i ekspertek, jesteśmy natomiast szeroko reprezentowani w roli naocznych świadków. Udziela się nam głosu, żebyśmy pierwszoosobowo opowiedzieli o swoim doświadczeniu, ale analityczne wypowiedzi naszego autorstwa pojawiają się tylko w sytuacjach wyjątkowych.
Uprzedzenia istnieją i z tego powodu nasze badania oraz analizy często nie są dostrzegane. Żeby pokonać te stereotypy, potrzebujemy jednocześnie ogromnej siły intelektualnej i subtelności. To bardzo ważne i trudne zadanie. Uważam, że jako przedstawiciele ukraińskich instytucji kultury powinniśmy poświęcić więcej czasu i uwagi na pogłębianie wiedzy teoretycznej. Specjaliści muszą mieć warunki, aby tworzyć hipotezy oraz teorie, rozmawiać o nich. Tę potrzebę musimy uświadomić sobie na poziomie instytucyjnym i rzetelnie nad nią pracować.

Przełożyła Joanna Majewska-Grabowska

Opublikowano z finansowym wsparciem Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. Dział ukraiński powstaje także dzięki dofinansowaniu Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego.

Partnerzy działu ukraińskiego

Коментарі